Tym, co służy do pomiaru dobrostanu człowieka jest jego szczęście. Moja teza brzmi tak: dawniej człowiek był znacznie szczęśliwszy niż dzisiaj. Wiem, że teza ta brzmi dziwnie, bo mamy takie przekonanie, że czas w którym my żyjemy jest niezwykły: najciekawszy, najlepszy. Spróbuję jednak swoją tezę udowodnić. Szczęście to jedność zadowolenia i satysfakcji. Zadowolenie jest subiektywne, z różnych rzeczy ludzie są zadowoleni, różne są jego powody. Satysfakcja jest bardziej obiektywna – rozgrywa się jakby na tle innych ludzi, bowiem dotyczy sensu naszego życia, tego co udało nam się osiągnąć. Zadowolenie ma charakter chwilowy, satysfakcja trwalszy, bo jest retrospektywna i wymaga spojrzenia na siebie z zewnątrz.
Od satysfakcji zacznę. Oto dawniej człowiek był szczęśliwszy, bo zestawiał się zazwyczaj ze skończoną liczbą ludzi. Mógł łatwiej niż dzisiaj być najprzystojniejszym, najmądrzejszym czy najlepszym w jakieś dziedzinie. Dawniej więc łatwiej było o satysfakcję. Dzisiaj własne osiągnięcia zazwyczaj są znikome wobec tego, co podają o innych media. Własna uroda czy kompetencje są kiepskie wobec tego co się o ludziach czyta czy ogląda.
Po wtóre, kiedyś człowiek był szczęśliwszy bo nie gonił w nieskończoność, cele były określone. Miał zarobić tylko tyle, by starczyło na wyżywienie. Gdyby chciał zarobić więcej, powiększyć zysk to by grzeszył, a grzechu się bał, bo był autentycznie religijny.
Miejsce w społeczeństwie, czyli urodzenie wyznaczało mu to, co będzie przez całe życie robił, więc wszystko czynił bez pośpiechu, powoli, a przez to dokładnie, tworząc trwałe rzeczy. Do dzisiaj podziwiamy wytwory dawnych mistrzów, ot choćby gotyckie katedry. Czy po wiekach ktoś będzie podziwiał nasze kościoły? Ponieważ można było zrealizować cel życia – szczęśliwość, ta zobiektywizowana była w zasięgu ręki.
A jak jest z subiektywnym stanem szczęścia – zadowoleniem? Obecnie znamy tylko jedno źródło zadowolenie, mianowicie przyjemność. I gonimy za coraz bardziej subtelnymi jej rodzajami. Są nawet tacy, co chcą nałogowo być zadowoleni i z tego powodu muszą iść na odwyk. A kiedyś bycie niegłodnym czy niespragnionym dawało zadowolenie. Inaczej mówiąc: brak bólu i cierpienia dawał szczęście. Nadto poczucie zadowolenia pojmowano bardzo szeroko. Było tak dlatego, że samo życie cieszyło ludzi. Dziś z życia potrafią się cieszyć tylko ci, którym się ono albo kończy, albo wymyka – starzy i chorzy.
Dawniej lud wpatrywał się we władców, odczytywał ich życzenia, naśladował. Teraz władcy wpatrują się w lud, w słupki poparcia i odczytują życzenia ludu. Lud jeśli coś podziwia to wybitnych sportowców, artystów, ale podziwia nie ich wysiłek, ale bogactwo, bo tylko człowiek bogaty jest prawdziwie wolny. Nie ma natomiast ani autorytetów, ani wzorów wedle których lud mógłby żyć. Może dlatego, że zbyt niestabilny jest świat, by tacy się pojawili. Nie wiadomo w konsekwencji do czego dążyć, czego pragnąć.