Żyję na pograniczu dwóch światów – starego i nowego. To znakomita pozycja do obserwacji. Zatem dzisiaj o śmieciach. Dawniejszy świat, a więc świat mojej młodości trwał w przekonaniu, że stare jest piękne. Wszystko co człowiek posiadał otoczone było szacunkiem i troską i wykorzystywane do końca, do zatracenia.
Ile to razy zelowano mi buty, cerowano skarpety, czy nicowano ubrania. Być może, że młodzi ludzie już nie rozumieją takich słów jak zelowanie, cerowanie czy nicowanie. Rzeczywiście to dawny język. Tylko, że w tamtym świecie nie było problemu śmieci. Kupowało się niewiele i używało – jak rzekłem – do końca.
Dzisiejszy świat uznaje, że nowe jest piękne, a najpopularniejszym słowem jest konsumpcja. Ten łaciński termin znaczy i używanie i zniszczenie. Kupujemy więc, aby zaraz wyrzucić. Nie wtedy, gdy coś jest zużyte, ale gdy się znudzi albo, gdy pojawi się coś nowego. Stare stało się brzydkie, mniej wartościowe.
Przez to radość i smutek współczesnego konsumenta wzajemnie się przenikają. Radość z nabycia jest krótka, po niej następuje smutek, bo to samo, co kupiliśmy jest już w nowej wersji, więc budzi niechęć.
A śmieci rosną, aż dojdzie do tego, że za wyrzucane stare rzeczy będzie płacić tyle, co za nowe. Może wtedy się opamiętamy.